czwartek, 28 sierpnia 2014

Epilog




Dziwne uczucie rozrywa cię od środka, drze na dwie części, a z ciemnej otchłani krzyczy sumienie. Tak kruche chce cofnąć wszystkie czyny, jednak silny głos podświadomości trzyma w pewności, iż to co zrobiłeś jest słuszne...

________________________________________________________________________

Zdjęcie.
A na nim dwoje ludzi.
Niby nic.
A jednak coś.
Ból
Rozrywa
Mnie
Od 
Środka.
Ał?

 Zobaczył, jak wymyka się z domu, mając na sobie skąpe ubranie. To przeciążyło szalę. Postanowił pomścić swoje złamane serce, więc zajrzał do miejsca, do którego nie zaglądał już od wielu, wielu lat. Zwykła spróchniała szafka, z interesującą zawartością. Piłą łańcuchowa, w kolorze pudrowego różu. Chwiejną ręką chwycił za narzędzie i powoli przeciągając po niej palcami, jego twarz przybierała niepokojący wyraz. Złość? Ból? Groza? Strach? Wszystko i nic, dobroć i zło, miłość i nienawiść. Wyszedł z domu, nie zwracając uwagi na zaciekawione spojrzenia Ludmiły i Federico. Wsiadł do czarnego BMW i podążył śladami brunetki. Z piłą łańcuchową schowaną pod kurtką. Urocze?

*
- Jak myślisz, gdzie on pojechał? - zapytał beznamiętnie Federico, bawiąc się przy tym złotym kosmykiem włosów blondynki.
- Nie wiem, ale możemy sprawdzić. Fede i Lu znowu w akcji? - parsknęła śmiechem, ale on zachowywał powagę.
- Zakochani detektywi, ładnie to brzmi, nie uważasz?
- Bardzo - potwierdziła, po czym przyciągnęła do siebie chłopaka i delikatnie musnęła jego usta.
Wyszli piętnaście minut później, trzymając się za ręce i podśmiewając. Odkąd Włoch oznajmił jej, że kocha muzykę, nie ustawała w prośbach, by jej zaśpiewał. Po setnym razie zgodził się pod warunkiem, że zaśpiewa wraz z nim.

Quiero mirarte...
Quiero sonarte.
Vivir contigo cada instante
Quiero abazarte
Quiero basarte
Quiero tenerte junto a mi
Pues amor es lo que siento
Eres todo para mi.

- Patrz! - przerwał jej śpiew. - Skręcił w czterdziestą piątą aleję. Cholera. Violetta spotyka się tam dziś z Diego.
- Myślisz, że... - zaczęła, ale on nie dał jej dokończyć. Zresztą jak zwykle, miała wrażenie, że jakimś sposobem wkradł się do jej umysłu i czyta jej myśli.
- Tak, on jest zdolny do pobicia.
- Policja?
- Nie, poradzę sobie z nim. Wysiadaj.
- Co? Idę z tobą! - zarządziła, a on tylko spojrzał na nią błagalnie.
- Wysiądź, bo dalej już nie pojedziemy samochodem- prychnął. - Słaby z ciebie detektyw, chyba nie chcesz nas zdradzić?
Pokiwała przecząco głową i opuściła samochód.

*

- Diego! - szatynka opadła bezwładnie w silne ramiona chłopaka.
- Mój promyczek - ucałował jej czoło, a ona poczuła, że jej nogi nie utrzymają ciężaru ciała. Miała tak przy każdym ich spotkaniu.
- Dlaczego promyczek? - zapytała drżącym głosem, nie umiała wytłumaczyć dlaczego właściwie znalazła się w tym stanie. Przy Diego często tak miała.
- Bo jesteś moja iskierką, która potrafi rozświetlić każdy ciemny dzień. Jesteś moim promyczkiem nadziei na lepsze jutro. Kocham cię, wiesz? Nigdy o tym nie zapomnij - spojrzał na nią niepewnie, jakby bojąc się, że zaraz ucieknie.
- Ja też... - zaczęła, ale przerwał jej perfidny śmiech.
- Jakież to było urocze, Pasquarelli! - zakpił Verdas - No serio, normalnie mało co się nie zrzygałem. - udał odruch wymiotny, a Violetta schowała się za Diego. Ostatnimi czasy go nie poznawała, stał się inny, przerażał ją. Nie znała powodu tej nagłej zmiany, wcześniej ich relacje były dobre, na nawet bardzo dobre. Brakowało jej tamtego Leóna, który przynosił jej kakao na dobry sen, który zawsze brał winę na siebie i bronił jej przy ojcu. Który zawsze sprawiał, że czuła się jakby była najważniejsza na świecie.
- León, stary... - Diego powoli zaczął kierować się w stronę nieproszonego gościa.
- Stój - nakazał, wciąż się śmiejąc.
- Bo? - wycharczał i postawił jeszcze jeden krok w jego stronę.
- Bo to - wyjął zza pleców piłę łańcuchową. Violetta pisnęła, ale Diego wybuchnął śmiechem.
- Różowa? Poważnie? Skąd ją wytrzasnąłeś? W sklepie barbie? Pewnie nawet nie ma baterii.
- Chcesz się przekonać? - zawył Verdas puszczając w ruch narzędzie. Violetta ponownie pisnęła.
- O kur... - zaklął Pasquarelli i cofnął się o kilka kroków. - Nie masz powodu, by zrobić nam jakąkolwiek krzywdę...
- Owszem, mam. Zabrałeś mi miłość mojego życia, promyczku - zaśmiał się drwiąco, a Diego dopiero teraz usłyszał, że ten śmiech to śmiech satysfakcji.
- León... Ja... Nie wiedziałam, że ty... Ja... naprawdę... - zaczęła się jąkać, a on tylko ziewnął teatralnie.
- Dość się wycierpiałem przez was, kochaniutcy. Czas, abyście też pocierpieli, choć chwilę.
Zaczął powoli stawiać kroki w ich stronę, z odpaloną piłą łańcuchową, jeden krok, drugi, kolejny i pisk towarzyszący każdemu krokowi. Coraz głośniejszy i coraz bardziej rozpaczliwy.
- Ja... León, kocham cię! Jak brata! Najbardziej na świecie, wiesz o tym! - wykrzyczała zalana łzami szatynka.
- Ja ciebie też, Violetto. Ale nie jak siostrę, którą tak na marginesie nie jesteś, bo zostałem adoptowany. Ale to nieistotny szczegół. Już nadszedł czas - wysyczał i zamachnął się, by uciąć głowę Diego. Ups?
- STÓJ PSYCHOLU! - rozległ się wrzask Federico, León odkręcił się z perfidnym uśmiechem na ustach.
- Ty też chcesz zostać zabity? Okay i tak bym musiał to zrobić, no bo w końcu jesteś świadkiem. O, i zawołaj mi tu szybko Ludmiłkę. Wiem, że tam jest, zakochańce by się nie opuścili. - Prychnął, ale potem znowu jego twarz przybrała maskę złości - Wkurza mnie to. Cholernie.
- Zadzwoń na policję Lu... - krzyknął Federico do blondynki, a ona pośpiesznie wykonała połączenie. W tym czasie León, Diego i Federico wymieniali spojrzenia.
- Dlaczego dałeś jej zadzwonić? - zawarczał młodszy Pasquarelli.
- Bo chcę was zabić w krótkim czasie, no wiecie... Muszę pobić taki swój rekord.
- León! Kocham cię! - krzyknęła po raz kolejny Violetta.
- Spoko - uśmiechnął się i skierował się z piłą w jej stronę.

WSZYSCY ZOSTALI ZABICI PRZEZ LEÓNA Z RÓŻOWĄ PIŁĄ ŁAŃCUCHOWĄ.
THE END.

_________________________________________________________________________

No hej, haj, heloł x
Śmiechowy koniec, nie uważacie? ^^ Dziękuję Oli i Adze za pomysły ;>

Także ten... Es hora de decir adiós.

Kończę pisać tę historię.
Męczy mnie, nie wiem o czym pisać, komentarzy brak, eh? :c

Ale nie odchodzę z bloggera. Maja odchodzi, Hasy zostaje.

Już tłumaczę: A więc Maja Blanco, to jedno i to samo co Hasy Valler. Tak, ta nudna Maja Blanco jest Hasy Valler. Szok, co? ;o
Dlaczego postanowiłam założyć inne konto, tak? Nie, nie po to, żeby sobie komentować, mam swoją dumę. Miałam pomysł na inną historię - nie sądziłam, że będzie ona dobra, nie mniej jednak pragnęłam ją opublikować. A poza tym mając dwa blogi czytelnicy się dzielą. Tak mi się bynajmniej wydaje. No cóż. Tak, to ja.


Jeżeli ktoś chce czytać moje bazgroły zapraszam na - http://ujrzyj-moje-prawdziwe-ja.blogspot.com/
Kontakt:
ask - http://ask.fm/HasesValler
email - hasy.valler@gmail.com

***


A teraz może przejdźmy do podziękowań.

~ Przede wszystkim podziękowania należą się mojej becie, Oli Pasquarelli ♥ Dziękuję, że czytałaś każdy rozdział i dodawałaś mu odrobinę swojej magii przez co nie był aż tak tragiczny. Rozdziałami Hasy nie będę Cię zamęczać, możesz być spokojna xD Hm, moja strażniczko, dziękuję Ci za wszystko, wiesz? ♥ Jesteś wspaniała! Nie zapominaj o tym, proszę.

~ Aleks Sandrze ♥ ,,A ten Aleks to chłopak, czy dziewczyna?'' xDDD Live, tak bardzo. Ale serio, dziwna nazwa, powinnaś mieć Lunia Blanco, to by było takie urocze *O* Hm, dziękuję Ci lamo, że w ogóle namówiłaś mnie, żebym założyła tego bloga. Przecież ten tytuł to Twój pomysł. I miło, że czytałaś ;o No i dziękuję też za poprawę epilogu i wymyślenie tej piły ;> Hyhy, teraz Ciebie będę męczyć rozdziałami Hasy, mam nadzieję, że pomożesz mi wymyślić coś ciekawego ;> Spoko, tak? <3

~ Scarlett Walker ♥ Bo przetrwałaś ze mną te siedem rozdziałów. Nie zawsze komentowałaś, ale wiem, że czytałaś. Nie wiem po co, no ale to Ty, Ciebie nie ogarnę ;o Dlatego też wynajdę ten lek! xD Karolajna, dziękuję, że byłaś i jesteś. Znamy się... Krótko w sumie, nie? Ale jakby nie patrząc jesteś ze mną na blogu od trzech miesięcy, to już coś. Twoje komentarze motywowały mnie do dalszego pisania. Dziękuję.


~ Mio Akanishi ♥ Nie wiem ile ty ze mną jesteś, ale... Prawie od początku, tak mi się wydaje. Weruś, wybacz, że Ci nie powiedziałam, że to ja jestem Hasy, no i widzisz jednak nadal jest mało demigod na bloggerze ;c Dziękuję za te Twoje nieogarowe komentarze, które tak lubiłam :D Mam nadzieję, że będziesz dalej czytać moje bazgroły na Hasy. 


~ ~Veronicy ♥ (Lol, dziwną masz tę nazwę ciole, wiesz? xD) Julka, ciołku, zadedykowałam Ci rozdział, a Ty nawet tego nie widziałaś ;o Soł sad :c No to tak, jak widzisz nie będziesz musiała się męczyć z komentowaniem dwóch blogów, oficjalne zamknięcie, tada! I jeszcze podziękowanie dla takiego ciula, jarasz się teraz pewnie ;> No to dziękuję, córko za te komentarze, za motywację! Jesteś kochana ;> 


~ Stevie Blanco ♥ za to, że byłaś od początku, że chciało ci się czytać i komentować każde to badziewie ; o

~ Inolvidable ♥ Mojej Juleczce też należą się podziękowania! Kiedy pierwszy raz zobaczyłam, że taki ktoś, jak Ty zerknął na mojego bloga i napisał taki komentarz to... Zawału normalnie dostałam ;o Każdy Twój komentarz był magiczny i wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju i wspaniały. Dziękuję. I przepraszam, że nie powiedziałam, ech. Nie złość się :c Przepraszam raz jeszcze i dziękuję.

ಜೂಲಿಯಾ ♥ - dziwną masz tę nazwę, wiesz? xD Ale dziękuję Ózgu, że to czytałaś! Ba dum tss, nowy blog i mam nadzieję, że też Cię tam zobaczę? ;> Ty i te Twoje nieogarowe komentarze, w których tak mnie wychwalałaś, och *O* Zakurko moja, dziękuję! ♥ Kajkmajdkajdakdaksd (Julkish tak bardzo xD)
~ Mai Ferro ♥ Moja imienniczko, jesteś ze mną krótko. Kilka rozdziałów, nie mniej jednak Twoje komentarze mnie rozbrajały xD Nie wiem, jak to Ci się mogło podobać ;o Ale dziękuję! ♥

Podziękowania należą się też Adze K. Nie wiem co się z Tobą stało, pewnie nawet tego teraz nie czytasz. Przepadłaś od momentu... Eh, ja i moje podejrzenia ;> Nie mniej jednak dziękuję, Twoje komentarze były genialne ;> 
Zuzka! Tobie też dziękuję! Nawet nie wiem, które komentarze są Twoje, ale cóż. Dziękuję za tą rozmowę na gg. Czyli nie jestem jedyna? Ulżyło mi, serio :c Trzymaj mi się tam! ♥ I Paulnie Karpiarz :)

Oraz reszcie anonimów, których tożsamości nie poznałam :c
Szkoda mi, że ten genialny szablon się zmarnuje ;x

Jeszcze raz dziękuję wszystkim, tym których nie wymieniłam również. Dziękuję za każdy komentarz, bez wyjątku ♥

No to do następnego?
Ściskam mocno ♥
Wasza #M.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział siódmy: Wszystko dzieje się po coś.

Przeczytaj proszę notkę pod rozdziałem ;)
____________________________________________________________________

,,Im większe w człowieku wewnętrzne rozbicie, poczucie własnej słabości, niepewności i lęk, tym większa tęsknota za czymś, co go z powrotem scali, da pewność i wiarę w siebie.''


***

Ten akcent... Ten zwrot ,,księżniczko''... Czyżby Federico szedł za nią przez ten cały czas? Ale coś tu nie pasowało, głos był inny, bardziej dojrzały. Zaczęła drżeć. Powoli, odwróciła się na pięcie. Ten ktoś kogo ujrzała, był bezsprzecznie Włochem. Nie był to szatyn, z którym udała się na kawę, lecz ktoś do niego dosyć podobny. Federico2? Brunet chyba zauważył jej zdenerwowanie, bo przerwał milczenie.
- Ludmiła, nie jestem pedofilem, spokojnie - zaśmiał się.
- A skąd wiesz, że ja nim nie jestem? - wycedziła, przez zęby. 
- Nie miałbym nic przeciwko.
- Och! - prychnęła - Jesteś bezczelny, naprawdę.
- Może i tak. Ale za to mam samochód i wiem gdzie mieszkasz. Chodź, Violetta mnie po ciebie wysłała. - pokazał zachęcający ruch ręką, a ona nawet nie drgnęła. Poradzi sobie sama. - Nie idziesz? Okej. Jak sobie życzysz, skarbie.
Patrzyła jak znikał w ciemnej przestrzeni.
- Zaczekaj! - krzyknęła, kiedy straciła go z pola widzenia.
- Tak? - wyjrzał zza rogu. 
- Nie poszedłeś, - spiorunowała go wzrokiem - i nie pójdziesz, bo ci zapłacili, tak?
- Coś w ten deseń - przyznał.
Po długich namowach wreszcie zgodziła się wejść do jego samochodu. Zaufała mu tylko dlatego, że okazał się być bratem Federico. Arogancja na wstępie - to niby pociąga dziewczyny? 
Droga dłużyła jej się niemiłosiernie, Diego był cichy, nie mówił nic, jej próby ciągnięcia rozmowy spełzły na niczym. Dlatego, kiedy tylko zobaczyła rezydencję Castillo poczuła ulgę.
- No to... dzięki - wydukała i trzasnęła drzwiami - niecelowo, oczywiście.

    Włoch nie odjeżdżał, wlepił wzrok w drzwi, jakby na kogoś czekał. Złotowłosa minęła się na korytarzu z Violettą, ale wymieniły jedynie spojrzenia, nim Castillo wymachując włosami, wyszła na zewnątrz. Upewniwszy się, że nikt za nią nie idzie wsiadła do samochodu, wraz z Diego. Owszem, nikt za nią nie szedł, ale Ludmiła ze swojego okna widziała dokładnie całą sytuację. Myślała, że szatynka jest z nią szczera, stuprocentowo szczera, jak widać myliła się. Wybrała numer Federico, może on wie co jest grane?
- Już się stęskniłaś? - zapytał arogancko, ale w jego głosie, można było usłyszeć radość.
- Nie. Tak. Nie wiem, ale nie dzwonię w tej kwestii. Poznałam twojego brata.
- Ach, tak? Arogancki dupek, nie? - zakpił.
- Owszem, - przytaknęła - ale... on i Violetta są...
- Oni się nawet nie znają - przerwał jej krótko.
- No to jesteś w błędzie. Pojechali na Tenker Street 23, jedziemy?
- Zaraz będę - rzucił szorstko i nacisnął czerwoną słuchawkę.




    Nie minęło półgodziny, a Federico już znajdował się pod jej domem. Zarzuciła szary płaszcz, włosy niedbale wsunęła pod czapkę i wyszła. German, jak zwykle siedział w swoim biurze, nie zauważył, że Violetta wyszła. Jej również zdawał się nie dostrzegać. 
,,To ci dopiero ojciec! Wszyscy rodzice są tak pogrążeni w pracy, że nie zauważają swoich dzieci? A co ważniejsze... jej też tacy byli? - pomyślała, ale szybko wygnała tę myśl z głowy, nie chciała niepotrzebnie psuć sobie humoru. 
Z gracją chwyciła klamkę od krwistoczerwonego BMW i otworzyła drzwi.  Federico powitał ją uśmiechem. Tym zniewalającym uśmiechem, przy którym czuła się, jak żelatyna, nie zdolna do żadnego ruchu.
- Tenker Street 23? - upewnił się, a ona przytaknęła układając usta w coś, co miało przypominać uśmiech.
- To... Twój samochód? - zapytała głaszcząc skórę, którą było obite jej siedzenie.
- Rodziców. Ale tak, nikt nim nie jeździ poza mną, więc w sumie można go uznać za mój - powiedział beznamiętnym tonem, jak zawsze, gdy mówił o rodzicach.
- A czy... A rodzice, czy oni... - zaczęła, ale on jej przerwał niedelikatnym szturchnięciem w ramię. - Ała! 
- Patrz. - wskazał na sylwetkę dwojga ludzi, którzy stali pod drzewem pełnym różowego kwiecia. Od razu rozpoznała, że są to Diego i Violetta. Stali, wtuleni w swoje ramiona. Chłopak głaskał jej włosy, albo policzek... Nie było widać dokładnie, ale gdyby podjechali bliżej narazili by się na zdradzenie.
- León... On... - zaczęła.
- Ją kocha. - dokończył - Tak, tak wiem.
- Co zrobimy? -  zapytała, lecz nie to pytanie tkwiło w jej głowie. Raczej pytanie: Skąd on wie? Jak widać nie była jedyną osobą, przed którą León się otworzył. Trochę ją to zabolało. Ciekawe kto jeszcze wie? Cud, że sama Violetta nie wie. A może wie?
- Powiemy mu. - zarządził, ale Złotowłosa nie sądziła, by był to dobry pomysł. Przecież dokładnie nie widzieli co się tam dzieje, jakby podjechali bliżej... A poza tym León zażąda dowodów.
- Masz aparat? Nie zabrałem komórki w tym pośpiechu.
- Tak, Federico. Zawsze mam przy sobie aparat, na wszelki wypadek, gdybym zobaczyła, jak moja przyjaciółka obściskuje się z jakimś typkiem. Ale komórkę mam, tylko, że zdjęcia mogą wyjść niewyraźne. Podała mu urządzenie, a on szybkim ruchem je przejął i bez słowa wyjaśnienia wyszedł z samochodu. Zobaczyła, jak na czworaka kieruje się w stronę ,,podejrzanych'', chowając się za krzewami. Ludmiła miała jedynie nadzieję, że jakimś cudem nie zauważą tej lśniącej neonowej kurtki.

Nie zauważyli, bo już kilka minut później Federico był w samochodzie i pokazywał jej ,,dowody zbrodni''.  Tu całus w policzek, tu objęcie, tu pocałunek w usta... Violetta ma chłopaka, o którym jej nie powiedziała, chociaż miały być ze sobą 100% szczere, widać wszystko czarno na białym. Zebrało jej się na płacz.
- Ej, księżniczko... - chwycił ją delikatnie za ramiona i spojrzał w oczy - Będzie dobrze. Jesteśmy w tym razem. Mnie też nic nie powiedzieli.

Skąd on wie, że przez to płaczę? - zdziwiła się, jednak nie odpowiedziała mu nic, tylko wtuliła się w niego i czując ten zapach zapomniała o całym otaczającym ją świecie.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Heloł :)
Kolejny rozdział.

Ostatni rozdział?
Nie chcę już dalej ciągnąć tej historii, nie wiem o czym pisać, nie mam na nią czasu. A poza tym z każdym wpisem jest co raz mniej komentarzy. 
Chce ktoś to w ogóle czytać? Nie mówię, że odchodzę z bloggera czy coś tylko... Sama nie wiem, czy ta historia ma jeszcze jakiś sens, czy należy ją dłużej ciągnąć.
Napiszcie mi co o tym sądzicie, proszę :)

Kocham ♥
#M. 

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział szósty: ,,When your soul finds the soul it was waiting for. Don't let go.''

Rozdział z dedykacją dla Inolvidable.
Juleczko, dziękuję Ci za te wszystkie miłe słowa, one naprawdę pomagają w dalszym pisaniu.

Uwielbiam Cię, wiesz? ♥


Tragedie zdarzają się wszędzie. 
Możemy doszukiwać się przyczyn, winić innych, wyobrażać sobie jak odmienne było bez nich nasze życie. Ale wszystko to nie ma znaczenia, zdarzyły się i koniec. Musimy zapomnieć o strachu, jaki wywołały i rozpocząć budowę na nowo.

***

- Przepraszam, że tak dawno z tobą nie rozmawiałam. To przez Ludmiłę, muszę się nie zająć, jest taka... zagubiona i bezbronna - brunetka bezwładnie opadła na złoty piasek, a jej przyjaciel patrzył na nią jedynie z politowaniem.
- Rozumiem. Przecież to samo było z Esmeraldą,
- Tak, tyle wiem. Ale dlaczego nigdy o niej nie mówisz? Co między wami zaszło? - skierowała wzrok na błękitną przestrzeń. Nie lubiła patrzeć mu w oczy, a raczej czarne dziury, które napawały ją strachem.
- Bo to dla mnie ciężki temat. Moja śmierć miała być początkiem naszego zwycięstwa, wspólnej wieczności. A potem.. Gregorio...
- Odebrał ci ukochaną. - dokończyła za niego - Ale serce nie sługa, kochany, a poza tym nawet o nią nie zawalczyłeś... Ej! Głowa do góry, też kogoś spotkasz - tym razem musiała na niego spojrzeć, miała nadzieję, że wyczyta coś z jego twarzy, ból, jakąś emocję. Niestety. Czasami zapominała, że jest duchem, chciała podejść, przytulić go, ale w ostatniej chwili się powstrzymywała, przecież próbując go przytulić jedynie upadłaby z impetem na ziemię.
- Mam 305 lat, naprawdę w to wierzysz?
- Jasne. A teraz muszę się zbierać, Ludmiła czeka. Bywaj, Pablo! - spojrzała jeszcze raz tęsknym wzrokiem na morze, piasek, i lekki krokiem odeszła.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział piąty: ,,Cały ból i prawdę noszę jak bliznę po bitwie''


Rozdział dedykowany mojej kochanej Miosi i Jeleniowi ;>




    Ludmiła stała pod starą kamienicą nie wiedząc co zrobić dalej. Wrócić do Violetty? Ale tym samym naraziłaby się na pośmiewisko. A może iść do domu Castillo? Jednakże byłoby jej głupio, w końcu to nie jej dom. Jednak z drugiej strony German zapewniał ją, że zawsze jest w nim mile widziana. Ale czy o 4 nad ranem też?
 ,,Błędne koło Ludmiła, błędne koło!'' - pomyślała, po czym zdała się na instynkt i ruszyła przed siebie, mimo  że była straszna ulewa, a ona nie posiadała parasolki.
Już po kilkunastu metrach przemokła do suchej nitki. Stanęła pod drzewem żeby chwilę odsapnąć.
  Ale jaki to miało sens? Tak czy inaczej mokła.
         W oddali  nagle dostrzegła światło, co ma do stracenia? Podążyła w jego stronę.

wtorek, 5 sierpnia 2014

OS; ''Nie błyszczę, nie mam swojego światła.''

Dedykuję tego OS'a wszystkim fanką Gideona! ^ ^
*pomysł by moja beta*




- Nareszcie pada! - usłyszałam krzyki młodszej siostry, które rozlegały się po całym mieszkaniu. Wyjrzałam przez okno i poczułam ulgę. Faktycznie spadł deszcz, ciężkie krople powoli kapały jedna po drugiej na moją dłoń, którą wystawiłam, by się ochłodzić. Nadal było ciepło, ale powietrze było inne, żywsze. Usiadłam na parapecie i wsłuchiwałam się w melodię, którą grały krople. Kap, kap, kap.
Uwielbiałam deszcz z wielu powodów, ale jednym z nich i chyba najważniejszym było to, że przy nim mogłam spokojnie myśleć, odprężał mnie, a trzeba przyznać, że miałam wiele do przemyślenia. Nie zdołałam zapaść w moje rozmyślania, gdyż do pokoju wpadła jak burza Lena. I nie mówiąc nic usiadła naprzeciw mnie. Popatrzyłam na nią z zainteresowaniem.
- Co się dzieje? - odezwała się, a w jej głosie wyczuwalna była troska.
- Nic - odpowiedziałam chłodno.
- Och! Przecież widzę, mów. - spojrzała mi głęboko w oczy, a ja nie umiałam oderwać wzroku. To znaczyło, że nie było już odwrotu i musiałam jej o wszystkim opowiedzieć.
- Więc to było tak...